Lanie wody – o sporcie i wokół sportu Co prawda do Lanego Poniedziałku pozostało jeszcze kilka dni, lecz uznałem, że to dobry moment, żeby już od dziś zacząć swoje lanie wody na tematy okołosportowe – głównie te lokalne, ale nie tylko. Wiem, że dłuższa forma pisana już trochę wyszła z mody, jednak nie w każdej dziedzinie da się iść ślepo i bez refleksji z duchem czasu. Zapraszam zatem na nowy format na tym portalu w wykonaniu trochę już „zardzewiałego” autora, który postanowił jednak naoliwić pewne tryby i wrócić do pisania. Jak to mówią – „ciągnie wilka do lasu”.
Kiedy przed kilkoma laty kończyłem, a właściwie, jak się teraz okazało, jedynie zawieszałem swoją przygodę z pisaniem, radomski sport był w znacznie lepszej kondycji. Co prawda Radomiak męczył się jeszcze na stadionie przy ul. Narutowicza, nie mogąc w pełni wykorzystać potencjału, jaki dał awans do Ekstraklasy, a hala MOSiR ze słynnym złotym sufitem, będąca areną zmagań dla koszykarzy Rosy (później HydroTruck), siatkarzy Czarnych i siatkarek Radomki, co kilka dni pękała w szwach, nie będąc w stanie pomieścić wszystkich chętnych kibiców, ale przez pewien moment w najwyższych klasach rozgrywkowych występowało aż pięć zespołów (nie można zapomnieć o historycznym sezonie piłkarek Sportowej Czwórki). Patrząc na obecną sytuację aż łezka się w oku kręci. Było co oglądać, czym się emocjonować, o czym pisać i kogo chwalić lub krytykować. Szukanie tematów do kolejnych felietonów to była bułka z masłem.
Teraz sytuacja nieco się zmieniła. Radom, po licznych zawirowaniach i najróżniejszych perypetiach, może wreszcie pochwalić się kapitalnymi obiektami sportowymi, ale w parze z rozwojem infrastruktury przyszedł jednak regres w sferze sportowej. Koszykarze spadli na trzeci, właściwie amatorski poziom rozgrywkowy. Czarni co prawda odbili się sportowo od dna, a siatkarze zasługują na słowa uznania za rezultaty, jakie osiągają mimo niesprzyjających warunków, ale organizacyjnie, choć widać w ostatnich dniach światełko w tunelu dzięki działaniom Wojciecha Żalińskiego i życzliwych ludzi lokalnego biznesu, wciąż balansują na krawędzi istnienia. Radomka dała chwilę radości emocjonującymi występami w europejskich pucharach, ale w najwyższej klasie rozgrywkowej nie jest w stanie przeskoczyć pewnego pułapu i popadła w ligowy marazm. A obawiam się, choć chciałbym się mylić, że w kolejnych sezonach raczej może być gorzej, niż lepiej. Jako tako trzyma się Radomiak, który w ostatnim czasie nawet wyprostował w pewnym stopniu szeroko pojęte sprawy organizacyjno-marketingowe, zanotował kilka niezłych występów, jednak matematycznie wciąż nie może być pewnym ligowego bytu w Ekstraklasie na kolejny sezon, a końcówka rundy wiosennej wcale nie musi być przesadnie spokojna.
Ale po co ja o tym wszystkim piszę? Przecież każdy, nawet średnio zorientowany sympatyk radomskiego sportu o tym doskonale wie. W sumie, to nie mam pojęcia. Po długiej przerwie od pisania musiałem się jakoś przywitać. Myślałem nad wstępem, zacząłem składać jakieś litery i nagle wyszły mi trzy obfite akapity. Cały ja…
Mimo wszystko szukanie ciekawych tematów i tytułowe lanie wody, prezentujące mój punkt widzenia na pewne sprawy dotyczące szeroko pojętego sportu, nie powinno być specjalnie trudne. Będę starał się komentować wydarzenia okołosportowe nie tylko z lokalnego podwórka, lecz także z tak zwanego „wielkiego świata”. Skoro na wielu płaszczyznach mierzymy się z globalizacją i zacieraniem granic, to i ja, również idąc z duchem czasu, nie zamierzam sobie takowych granic stawiać. Nie narzucam żadnej dyscypliny czasowej, żadnej konkretnej formy tekstów (choć raczej poezji uprawiał tu nie będę). Kilka razy pewne będzie ostrzej, a czasem przesadnie słodko, cukierkowo i przez różowe okulary. Pewne jest właściwie tylko jedno – skoro to „lanie wody”, to niemal zawsze będzie długo i momentami może bez konkretnego celu.
To tyle tytułem wstępu. Zapraszam w najbliższym czasie na kolejne, już bogatsze w konkrety teksty. Czy będzie strasznie nudno? Nie mam pojęcia. Zachęcam, żeby samemu się o tym przekonać. A co nam z tego wyjdzie? Pewnie trochę tej wody upłynie, zanim się o tym przekonamy.
ADAM MĄKOSA
|