|   On-line: 39



 
Daniel Wall: - Szanowanie siebie to recepta na długowieczność
Z początkiem marca, Daniel Wall wejdzie w 44. rok życia, ale wciąż jest zawodowym koszykarzem HydroTrucku Radom i co ważniejsze „daje radę”. Mimo spadku do II ligi, kapitan zespołu nie opuszcza okrętu, a wręcz przeciwnie – zadeklarował pomoc i na parkiecie, i poza nim.

Lata płyną, czasy się zmieniają, a Daniel Wall wciąż na parkiecie, na dodatek jak mówi wielu, jest jak dobre wino „im starszy, tym lepszy”
Daniel Wall: - Nie przesadzałbym z drugą częścią stwierdzenia, czyli „tym lepszy”, ale rzeczywiście, chyba jestem potwierdzeniem innego stwierdzenia, że „wiek to tylko liczba”. Nie gram już co prawda na najwyższym poziomie, ale tych minut spędzonych na parkiecie nadal jest całkiem sporo, piłka po moich rzutach też jeszcze czasem wpada do kosza, więc nie jest źle.

Spadek Hydrotrucku z I ligi to nieprzyjemna sprawa, ale patrząc z perspektywy czasu, to sprawilibyście sporą niespodziankę gdybyście utrzymali się w lidze.
- Zasady sportu zawodowego są nieubłagane – masz pieniądze, walczysz o wysokie cele, nie masz pieniędzy, musisz rzeźbić i bronić się przed spadkiem. To znalazło odzwierciedlenie w przypadku HydroTrucku. Nie znam dokładnych liczb, ale z dużą dozą prawdopodobieństwa mogę założyć, że mieliśmy najniższy budżet w lidze. A i tak naprawdę niewiele brakowało do utrzymania. Szczególnie w pierwszej rundzie, tu zabrakło punktu, tam dwóch i finalnie zespół nie zachował ligowego bytu. Niemniej, ze sportowego punktu widzenia, daliśmy z siebie wszystko, walczyliśmy do końca. Czasem zabrakło szczęścia, czasem umiejętności.

Już wiemy, że raczej zostaniesz w Radomiu, żeby jeszcze pomóc Hydrotruckowi w II lidze. Zastanawiałeś się, czy po minionym już sezonie, nie zawiesić jednak butów na kołku?
- To oczywiste, że różne myśli przychodzą do głowy zależnie od okoliczności, ale akurat te o zakończeniu kariery raczej od siebie odganiałem. Koszykówka wciąż sprawia mi frajdę, to najważniejsze. Sprawność już co prawda nie ta, ale z biegiem czasu, pewne rzeczy można zastąpić doświadczeniem. Dodatkową motywacją jest fakt, że w drużynie jest coraz więcej chłopaków, ponad dwukrotnie młodszych ode mnie, więc dziadek chce pokazać się z jak najlepszej strony. No i przekazać wiedzę, bo jest komu.

Charakteru to większość młodych może Ci zazdrościć. Skąd ta siła woli się u Ciebie wzięła?
- Od małego byłem bardzo zadziorny. Początkowo byłem co prawda ministrantem w katedrze, ale za młodu pojawił się też Kick-boxing, który trenowałem kilkanaście miesięcy. W każdym razie nosiło mnie, na przerwach w szkole nie odpuszczałem rówieśnikom, aż wreszcie pojawiła się koszykówka. Teraz byśmy powiedzieli, że dość późno, bo w siódmej klasie podstawówki namówił się tata kolegi, Zbyszek Kieloch. Niedługo później, pan Krzysztof Sońta zaprosił mnie na treningi w Piotrówce Radom i tak się zaczęło.

Przez te lata jadłeś chleb z wielu koszykarskich pieców. Który smakował najlepiej?
- Te smaki były różne. Z Piotrówki trafiłem do AZS-u Politechnika Radomska, gdzie zaczęła się poważniejsza przygoda z koszykówką i spod skrzydeł trenera Marka Jareckiego, wielu z nas poszło wyżej. To były piękne, choć trudne czasy, bo brakowało na wszystko, ale nam nie brakowało serca do walki i zrobiliśmy przecież wówczas dwa awanse, najpierw do drugiej, a potem do pierwszej ligi. Z sentymentem wspominam czasy Siarki Tarnobrzeg, ale także krótki pobyt we Włoszech, w III lidze. Oczywiście najfajniejsze są powroty do domu. I mimo, że złote czasy radomskiej koszykówki minęły, to dobrze czuję się na rodzimym podwórku.

Swój charakter pokazujesz nie tylko na parkiecie, ale i w innej pasji, czyli w górskich, wielotygodniowych wędrówkach. Czym są dla Ciebie te wyprawy?
- Miłością do gór zaraził mnie trener Robert Bartkiewicz, jeszcze w Piotrówce Radom. Jeździliśmy na obozy do Zakopanego i tam wszystko się zaczęło. Potem przerodziło się to w pasję, a ja lubię wyzwania. Dlatego z wędrówek dziennych, potem kilkudniowych, przeszedłem na samotne wyprawy, podczas których pokonuję setki kilometrów. To niesamowicie czyści głowę, daje możliwość sprawdzenia się w trudnych warunkach, ale daje też ogromną satysfakcję. Obcowanie z dziką przyrodą polecam każdemu, to uczy pokory. I jeszcze bardziej kształtuje charakter.

Podczas 30. lat kariery spotkałeś się w sporcie z wieloma sytuacjami. Czy to prawda, że używki są niestety częstym elementem, szczególnie w sporcie zawodowym?
- Sport jest tylko wycinkiem tego co dzieje się w życiu, więc i używki są obecne. Nie przesadzałbym jednak, bo trzeba pamiętać, że w sporcie zawodowym są różnego rodzaju kontrole w tym antydopingowe, więc trudno cokolwiek ukryć. Jeśli pytacie o alkohol, czy papierosy, to te pojawiają się częściej, ale zdecydowanie większa część sportowców ma świadomość na wysokim poziomie i wie, że to nic dobrego dla sportowca.
Data: 2025-02-25 07:09:33 | Kategoria: Inne / Pozostałe | Odwiedzin: 534
 




Podobnie jak w życiu "nie samym chlebem żyje człowiek" tak i my nie skupiamy się wyłącznie na sporcie. Teatr, kino, muzyka, rozrywka... także są nam bliskie. +wiecej

Filip Majchrowicz wraca do Radomiaka 23-06-2025
 
Będą baraże o utrzymanie w klasie A 23-06-2025
 
Rekordy radomianek w mityngu Halina Konopacka Classic 23-06-2025
 
. 21-08-2025
 
Oto nowy uczestnik rozgrywek V ligi - KS Warka! 21-06-2025
 
Lekkoatletyczne perełki rywalizowały na pikniku 21-06-2025
 
Zieloni po pierwszym treningu! Nowy defensor oficjalnie w teamie ze Struga 21-06-2025
 
Leandro zakończy piłkarską karierę w Radomiaku! 18-06-2025
 
Przygotowania do nowego sezonu rozpoczęte! 18-06-2025
 
Remis KS-u Warka w pierwszym barażu 18-06-2025
 
Zamłyniaki nakręcają z sąsiedztwa dzieciaki! Zapraszają na mnóstwo zajęć 18-06-2025
 
Radomianki z historycznym mistrzostwem Polski! 17-06-2025
 
Młodzi sportowcy na start! Spotkajmy się na pikniku! 17-06-2025
 
Radomianki wypełniły minimum na europejski czempionat 17-06-2025
 
Radomscy dominatorzy podbili Wrocław 17-06-2025
 



Copyright 2008 - 2012 RadomSport.pl